Tym razem urodziny na rzece obchodził Krzysiek. Zebrała się spora grupa 12 osób i popłynęliśmy z Soszycy do Gołębiej Góry. Kiedy płynęliśmy tu przed dwoma tygodniami, mieliśmy zimową scenerię i bardzo duże zalodzenie, a poza tym niespotykanie wysoki stan wody. Dzisiaj mieliśmy zupełnie inne warunki: woda sporo opadła, zalodzenie gdzieś zniknęło, a zimy ani śladu. Kilka stopni na plusie, słonecznie, a więc wiosna w zimie. Do nas dołączyło tym razem sześciu chłopaków z Poznania. Mimo że rzeka na początku nie jest wymagająca, bardzo szybko wychwyciła dwóch kolegów z Poznania i zweryfikowała ich umiejętności. Oczywiście mowa tu o dwóch pięknych eskimoskach do połowy. Mowa tu o łatwiejszej połówce, czyli zejściu pod wodę . Oczywiście było sporo śmiechu, bo zrobili to na czystej spokojnej wodzie gdzie nie było żadnej przeszkody. Dalej płynęliśmy już prawie do samego końca bez nagłych, a niespodziewanych wydarzeń. Było tak bardzo fajnie wiosennie. Na ostatniej zwałce, jeden z kolegów z Poznania zagonił mnie do pracy. Otóż zafundował sobie kabinę po której już bez butów po konarze leżącego drzewa wydostał się na brzeg. Odwrócony kajak rzeka pięknie zaklinowała w szybkim nurcie pod gałęziami zwalonego drzewa. Dosyć dobrze sobie radzę na rzece ale tutaj trochę pomógł mi Grzeniu aby wyciągnąć kajak z tego miejsca. Po tej przygodzie wkrótce dotarliśmy do mostu gdzie zakończyliśmy spływ. Na bystrzu pod mostem Milena i jej Ziemo trochę pobawili się w łapanie  forfitera ale to była tylko zabawa z nadmuchiwaną imitacją, bo francy nadal nie udało się złapać. Tutaj jeszcze w zabawie w podpływaniu pod bystrze doszło do wywrotki i zabawnego zdarzenia. Musiałem gonić odpływający kajak i wiosło. Później przy ognisku okazało się, że popłynął jeszcze but. Gdyby to był jakiś stary kamasz, to pewnie bym się nie przejął, ale chodziło o bardzo porządne buty za kilkaset złotych. Wsiadłem do kajaka i popłynąłem około kilometra w dół rzeki dokładnie przeszukując jej koryto.  Wyprawa zakończyła się pełnym sukcesem, bo w jednej ze zwałek czekał na mnie uwięziony w gałęziach but. Dostałem piękne podziękowanie gdy  jeden z chłopaków stwierdził że jestem gość, bo nie każdemu by się chciało. To nie było nic nadzwyczajnego. Ci którzy u nas pływają, wiedzą że dostają tu nie tylko kajak i rzekę. Dostają tu również atmosferę, którą tworzymy. Traktujemy Was tak zwyczajnie, tak po ludzku, jak trzeba pomóc to się pomaga. Nic w tym nadzwyczajnego.
Na zakończeniu przy ognisku Krzysiek dostał trochę upominków i bardzo dużo serdecznych życzeń. Oczywiście był szampan, bardzo smaczna grochówka , którą w kociołku na ognisku przygotowała Gosia, żona Krzyśka. Poza tym obowiązkowy grzaniec i kiełbaski. Tak więc kolejny spływ i kolejne urodziny należy zaliczyć do bardzo udanych. Ciekawe kto następny w ten sposób uczci swoje urodziny ?
Serdecznie pozdrawiamy

Niedzielny wybór – Kamienica! Lewy dopływ Słupi, niezwykle uroczy, ale i wymagający. Rzeka piękna krajobrazowo zwabia nas (TEAM ekajaki) dosyć często. Jest to jedna z najbardziej lubianych przez nas rzek – głównie dlatego, że bardzo niepozorna za każdym razem dostarcza nam niezwykłych emocji. A poza tym tutaj naprawdę można poczuć się blisko natury – nie tylko ze względu na dzikie zwierzęta widywane tu nagminnie, ale także dzięki temu, że rzadko spotyka się tu człowieka. Dzisiaj ucieszyły nas nie tylko liczne bystrza i pojawiające się „zwałki”, ale także wyższy w stosunku do sezonu letniego poziom wody.

Mały miks – 7 stopni Celsjusza, nieustający deszcz i zupełnie schowane za chmurami słońce – co można zrobić w taki dzień? Prosta odpowiedź – pływać kajakami ;-) Jak przystało na prawdziwych  kajakarzy nas pogoda nie goni z wody, wręcz przeciwnie, my wyznajemy zasadę „Nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani kajakarze”. Tym bardziej, że dzisiaj wybraliśmy się na rzekę Łupawę, na odcinek z Łupawy do Damna – na którym nie pojawiamy się często. Raptem 24 km.

Ile razy spotkaliście się ze stwierdzeniem, że „kajaki i owszem, ale tylko latem”? Na szczęście nie wszyscy wyznają taką zasadę i dzięki temu odwiedzają nas zatwardziali kajakarze towarzysząc nam w naszych weekendowych, jesiennych, czy zimowych spływach. Tak też było i w tą niedzielę, gdy razem z naszymi przyjaciółmi spłynęliśmy piękny odcinek Słupi – „Szlakiem orła bielika”, czyli z Soszycy do Gołębiej Góry.

Jesienne spływy kajakowe to dla prawdziwych kajakarzy wspaniały okres na pływanie. Ostanie lata pokazują, że jesienią mamy dużo wyższe temperatury niż np. w maju.

To już chyba tradycją się stało, że ludzie z GR3 spływają z nami Kamienicą o różnej porze roku.

Miło nam poinformować, że nasza jedynka hybrydowa (połączenie kajaka górskiego z turystycznym) okazała się hitem sezonu 2013. Nasze wcześniejsze testy potwierdziły, że ten kajak jest optymalnym rozwiązaniem na rzeki zwałkowe jak i spokojną wodę. Wypuszczana płetwa mieczowa poprawia kierunek płynięcia, a szczelna komora bagażowa zabezpiecza nam nasz bagaż.

Korzystając z przepięknej jesiennej pogody realizujemy przyjemne z pożytecznym czyli przygotowujemy opracowanie na potrzeby oznakowania rzeki Wierzycy. Cały odcinek na długości 150km od J.Wierzyska do Gniewu powinien zostać oznakowany zgodnie ze standardami PTTK (czyli tak jak większość oznakowanych szlaków kajakowych). Miejmy nadzieję, że nasza praca zostanie zmaterializowana ;)

Więcej informacji już za momencik ....

Tym razem urodziny na rzece obchodził Krzysiek. Zebrała się spora grupa 12 osób i popłynęliśmy z Soszycy do Gołębiej Góry. Kiedy płynęliśmy tu przed dwoma tygodniami, mieliśmy zimową scenerię i bardzo duże zalodzenie, a poza tym niespotykanie wysoki stan wody. Dzisiaj mieliśmy zupełnie inne warunki: woda sporo opadła, zalodzenie gdzieś zniknęło, a zimy ani śladu. Kilka stopni na plusie, słonecznie, a więc wiosna w zimie. Do nas dołączyło tym razem sześciu chłopaków z Poznania.

Niedziela 27.02.2011. W podstawowym składzie, a wiec Krzysiek, Andrzej i ja wybraliśmy się na lajtową wycieczkę w kajaku po Brdzie. Miało być lekko, łatwo i przyjemnie, a było tylko przyjemnie. Zaczęliśmy w Nowej Brdzie i planowaliśmy nawet trzydzieści km, a skończyło się na dziesięciu. Ale po kolei. Już na początku przy moście gdzie startowaliśmy było spore zalodzenie i to zwiastowało kłopoty. Brda jest rzeką o spokojnym nurcie i ostatnie solidne mrozy zrobiły swoje.

Teraz już nie tylko poszukujemy na naszych rzekach tej Francy Forfitera, ale kolejnego solenizanta. Wyszło na to, że wyprawianie rocznicy urodzin na rzece i przy ognisku to świetny pomysł. Spróbowaliśmy przed dwoma tygodniami na Słupi gdzie od razu mieliśmy podwójnie ( Grzeniu i ja ) i tak się to spodobało że wczoraj na Jutrzence mieliśmy kolejne urodziny.

Początkowo planowaliśmy Łupawę ale jak pisałem kilka dni temu, Łupawa może poczekać a Jutrzenka nie.
Zdjęcie
Zdjęcie
Wczytuję